środa, 3 kwietnia 2013

A zaczęło się od...

Hej. Zaczynam tego bloga, by opisać wszystko to co mi się przydarzyło przez ostatnie miesiące. Bym wiedziała, jak będę po tym wszystkim, jak to było.
A zaczęło się wszystko od Świąt Bożego Narodzenia...
Siedziałam przy stole razem z rodziną i źle się poczułam, natychmiast musiałam się położyć, nawet sama nie potrafiłam dojść do łóżka.. Tak trwało przez kilka dni, ale potem w Sylwestra się poprawiło. Niestety nie na długo. 
2 stycznia 2013 roku, poszłam na badania krwi. W drodze powrotnej musiałam się położyć na tylnych siedzeniach, wymiotowałam, bolały mnie kości, głowa i brzuch.. W domu byłam oblana zimnymi potami a bóle i naciągania nie ustępowały. Tego samego dnia przyszły wyniki badań. Pani, która dawała nam wyniki badań mojej krwi powiedziała: "Od razu jedźcie do lekarza!" . Kilka godzin później czekaliśmy w kolejce. Lekarka, od razu skierowała mnie do szpitala w Nowym Targu Tam przeszłam przez badania. USG, badani krwi jeszcze jedne. Po wszystkich badaniach założyli mi wenflon i leżałam już pod kroplówką. Na karetkę z Krakowa czekaliśmy ponad 4 godziny! Po najdłuższych 4 godzinach mojego życia, w końcu przyjechała. Ratownicy i pani doktor byli bardzo sympatyczni, a to uczucie jechania karetką ahhh! :) 
I tak 3 stycznia o godz. 0:30 przyjechałam do Prokocimia w Krakowie. Od rana zaczęły się badania..
5 stycznia, pobrano mi szpik z kręgosłupa i biodra.. Gdy przyszły wyniki było wiadomo na 100%, że to ostra białaczka limfoblastyczna. Dla mojej rodziny był to szok i dla mnie też.. 
Moja mama cały czas przy mnie była i nie odstępowała mnie na krok.. Wszystko tak szybko się zaczęło. Zaczęłam brać sterydy, inhalacje, tabletki, krople do oczu, dostawałam już chemie. Najgorsze były zmiany wenflonów, dramat :( 
1 lutego, założyli mi wymarzone wejście centralne. O 9:00 byłam już przygotowana na operacje. O 12:30 byłam już na sali, na tzw. "okrąglaku". Spałam cały czas... 
Wtedy już wszystko stało się łatwiejsze, częściej się uśmiechałam, chętniej chodziłam do zabiegówki.. Z niecierpliwością czekałam na pierwszą przepustkę.. Poznałam strasznie miłych ludzi, do których się przywiązałam.. 
23 lutego wyszłam na moją pierwszą, 3-dniową przepustkę  Strasznie się cieszyłam.. Niestety moja radość nie trwała zbyt długo, bo już 26 lutego musiałam wrócić do szpitala. Szybko spadły mi płytki i strasznie byłam słaba, aż kładłam się na łóżku przy badaniu.. Skierowano mnie na Oddział pobytu czasowego.. 
W piątek, 1 marca przeszłam na "okrąglak". I posiedziałam tam aż do 13 marca. Wtedy poszłam do domu na całe 3 tygodnie! Niestety co tydzień, trzeba przyjeżdżać na przepłukanie wejścia i zmiane opatrunku. 
27 marca pojechałam do szpitala na punkcję z biodra(pobranie szpiku). Całą punkcję widziałam, błąd pielęgniarek-dały mi za mało morfiny. Krzyczałam ale one nic nie reagowały.. O 13:00 byłam wstanie już normalnie wstać i iść do domu. Ale oczywiście wypis, który dostałyśmy o godzinie 15:00. I tak wróciłam do domu, aż do piątku 5 kwietnia.
Jeszcze "za czasów" wenflonów..

Ja przy inhalacji.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz